Ostatni raz...

Sparaliżowana szokiem automatycznie zebrała swoje rzeczy i poszła do samochodu. Wsiadając do auta wyciągnęła z torebki mały nożyk i nacięła skórę na przedramieniu. Poczuła pieczenie i zobaczyła kroplę krwi. To przywróciło ją do rzeczywistości. Odsunęła od siebie wszystkie myśli i skupiła się całkowicie na prowadzeniu samochodu, abo bezpiecznie dojechać do domu. Robiła to niemal automatycznie. Po dotarciu na miejsce zebrała swoje rzeczy i weszła do domu. Wtedy coś w niej pękło. Zrozumiała tak do końca co się wydarzyło i co to oznacza. Oparła się ciężko o drzwi i poczuła jak przygniata ją rozpacz. Powstrzymywane wcześniej łzy spływały falami po jej policzkach. Czuła się kompletnie bezsilna i bezbronna. Ściskała w dłoni kluczyki i telefon. Postanowiła go wyłączyć, bo wiedziała, że nie ma siły stawić czoła rzeczywistości.
Coś rozrywało ją od środka. Ból był nie do opisania. Cierpienie było tak wielkie, że z całych sił wbijała sobie paznokcie we wnętrze dłoni, które miała rozorane już do krwi. Nie bolało jej to, że została zdana tylko na siebie. Bolała ją świadomość, że nigdy więcej go nie zobaczy. Łzy spływały po jej twarzy strumieniami, a w głowie trwała rozpaczliwa gonitwa myśli. Wreszcie pozbierała się z zimnej podłogi i doprowadziła do stanu względnej używalności. Dziesiątki nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt smsów od przyjaciółek. Nie miała ochoty na nie odpowiadać. Była rozgoryczona. Poświęciła się dla nich całkowicie i dostała w zamian coś takiego. Zamiast żalu i smutki pojawiła się w niej złość. Dzika, nieokiełznana i paląca nienawiść. Chęć zemsty i pokazania im kto ma pazury i potrafi z nich korzystać. Pomimo pierwszego szoku i załamania zaczęła zbierać siły i motywację do dalszego życia. Poczuła lekkie ukłucie smutku w sercu, kiedy zrozumiała, że wszystko teraz zacznie wyglądać inaczej. "Moje życie diametralnie się zmieni" pomyślała i poczuła się nieswojo.
Minęło kilka niespokojnych dni, kiedy przechodziła od histerycznego płaczu do nieposkromionego szału. Powoli zaczynała panować nad emocjami. Odbierała telefony, odpisywała na smsy. Zaczynała wracać do siebie. Postanowiła wreszcie wyjść z domu i pojechać na spokojne zakupy. Wędrowała od sklepu do sklepu zapełniając głowę bezużytecznymi informacjami. Prosta technika wyparcia. Była całkowicie spokojna i opanowana. Nagle usłyszała swój telefon. Nie milknął na długo już od paru dni, więc znudzona wyciągnęła go i stanęła jak wryta. Totalnie zbaraniała kiedy zobaczyła, kto dzwoni. Jej myśli zaczęły pędzić jak oszalałe. Nie wiedziała co czuje. Szok, niedowierzanie, radość, wątpliwości... Tyle emocji kłębiło się w jej sercu. Drżącymi rękoma uniosła telefon i odebrała. Jego spokojny i opanowany głos nagle wlał w jej serce nadzieję. Poczuła w sobie siłę, kiedy usłyszała w jego głosie troskę i deklarację pomocy. Roztopił jej wnętrze jak lód. Mur, którym odgrodziła się od emocji pękł. Wiedziała, że jej głos drży od powstrzymywanych łez ale nie umiała wyrazić swojej wdzięczności za jego zaangażowanie. Był dla niej taki dobry. Nie wiedziała co myśleć o jego postawie. Była kompletnie zagubiona. Zdążyła się pogodzić z myślą, że nigdy więcej go nie zobaczy i nie usłyszy, a tutaj taka niespodzianka. To była najpiękniejsza nagroda za wszystkie cierpienia poprzednich dni. Jeden jego telefon totalnie ukoił jej skołatane nerwy. Nic więcej nie potrzebowała. Tylko Jego. Niestety... W tym był problem, że nigdy już nie będzie go miała... A On nigdy nie był jej tak naprawdę i do końca.