Mój pierwszy list

Już dawno powinnam to napisać. Chociaż w sumie, chciałam a nie powinnam. Dziś jest dobry dzień na ten list. Wiesz o tym prawda? Dokładnie rok temu pierwszy raz Cię spotkałam. Rok temu spojrzałam w Twoje ciemne oczy i rok temu przepadłam. Kiedy pierwszy raz usłyszałam Twój głęboki, ciepły głos czułam jak uginają mi się kolana. Dobrych kilka miesięcy w Twojej obecności potrafiłam się tylko jąkać. Zawsze kiedy Cię widziałam robiło mi się gorąco i nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. To dziwne. Czułam tak wiele, choć większości tych emocji nie potrafię nazwać. Fascynacja? Zauroczenie? Chyba nie. Bardziej czysto fizyczne pożądanie. Jak mogłabym się zakochać w kimś, kogo absolutnie nie znałam i z kim nie umiałam na spokojnie wymienić dwóch zdań? Uczyłam się. I Ciebie i siebie. Uczyłam się spokoju i opanowania. Wywróciłeś mój świat do góry nogami i zostawiłeś w nim bałagan. Od roku próbuję to posprzątać. I ciągle mi się nie udaje. Opanowałam sztukę kamuflażu i płynnej konwersacji ale wciąż nie ułożyłam w sobie emocji. Każde Twoje spojrzenie, gest i dotyk powodują, że moje kruche wnętrze pęka na tysiąc kawałków. Serce? Spytasz pewnie. Otóż nie. To nie serce. To chyba emocje. Dwa miesiące temu spędziliśmy tydzień zbyt blisko siebie. Cały czas trzymałam swoje emocje blisko siebie. A ten tydzień zniszczył moje miesiące opanowania i trzymania wszystkiego na wodzy. Każde delikatne muśnięcie Twojej skóry pozostawiało we mnie dziki sztorm. Pożar uczuć. W chwilach zwątpienia w samą siebie pragnęłam wyznać Ci absolutne wszystko i odejść. Zniknąć na zawsze żebyś więcej mnie nie znalazł. Tylko logika i chłodna kalkulacja powstrzymały mnie przed zrobieniem tego wszystkiego. Wiedziałam, że wtedy musiałabym zniknąć bezpowrotnie. A nie potrafiłam się z Tobą rozstać. Ten piękny tydzień... Nie wiem czemu wtedy mnie dotykałeś, czemu stawałeś zbyt blisko, ale do dziś gdy zamknę oczy i mocno się skupię potrafię poczuć ciepło Twojej dłoni muskającej moją talię i Twój zapach.
W zasadzie nie wiem co chcę Ci tutaj i teraz przekazać. Gdzieś w głębi serca mam nadzieję, ze ten list do Ciebie trafi. Przeczytasz i zrozumiesz. Zrozumiesz co czuję. W głębi duszy cierpię. Potwornie. Jesteś tak blisko a jednocześnie tak daleko. I nic, zupełnie nic nie mogę z tym zrobić. To jest jedyny moment, kiedy mogę uwolnić choć odrobinę swoich emocji bez zdradzenia samej siebie. Chcę żebyś tutaj trafił i to przeczytał ale jednocześnie wiem, że to mnie zrujnuje. To zrujnuje nas oboje. Ty przestaniesz mi ufać a ja stracę resztki chęci do życia. I stanie się wtedy coś złego. Najgorsze i tak będzie to, że pewnie nigdy już bym Cię nie spotkała. Póki nic nie wiesz mogę bezkarnie wpatrywać się w Ciebie kiedy tylko chcę. Może się czegoś domyślasz. Ale nie masz żadnej pewności. I uwierz mi nigdy nie będziesz jej miał. Ja się nie ujawnię. Tak sprytnie buduję swój mur, żebyś nie znalazł w nim żadnej luki. Nie ma szans żebym kiedykolwiek przyznała się do tego wszystkiego co tutaj piszę. Chowam w sobie te wstydliwe sekrety. Nie możesz dowiedzieć się jak bardzo Cię pragnę i pożądam. Ty masz swoje życie a ja swoje. Nie raz boleśnie się o tym przekonałam. Nie mam prawa marzyć o tym, że kiedykolwiek zobaczysz we mnie inną osobę niż jestem. Ale marzę. I ranię tym tylko siebie. Ty ciągle żyjesz w nieświadomości. Już rok. I niech tak zostanie. Nie chcę tego zmieniać. Nie ma po co.